Archiwum 05 sierpnia 2008


sie 05 2008 Niech żyje radioaktywność!!
Komentarze: 3

 

 

Przyzwyczailiśmy się kojarzyć radioaktywność z apokaliptycznym wręcz zagrożeniem i wojna nuklearną. Niepotrzebnie. Ostatnio wybrałem się na wakacje do Czarnobyla:

radioaktywna glowa, za Autorem lekko promieniujący pojazd opancerzony bioracy udzial w likwidacji awarii

najslynniejszy, czwarty blok elektrowni, nad nim betonowy sarkofag

czysta strefa, przy wyjsciu z elektrowni

standardowa kontrola radiologiczna po wyjsciu z Zony, jesli dozymetr cos wykryje, zostaniesz tu troszke dluzej :)

Nowe bloki energetyczne- nr 5 i 6 w budowie, na pierwszym planie Autor z licznikiem Geigera

 

Pomnik strazakow i likwidatorow awarii w Czarnobylu

 

Nie trzeba chyba tlumaczyc

Prypec- miasto, ktore bylo

Spokojnie, wszystko w normie :)

Skwer pamieci ofiar awarii- jak widac myslenie utopijne ma nadal wielu zwolennikow

Skwer pamieci- nadal nieco przerazajace murale

Czarnobylska trawka

Powiem Wam, że poziom promieniowania wokół elektrowni jest całkiem przyzwoity (mały w sensie, wiem bo był mierzony przy mnie), niekiedy nawet (wedle słów ludzi posiadających liczniki Geigera), o połowę mniejszy niż przeciętny w Warszawie. Nie będę się tu zagłębiał i nudził Czytelnika wykładem na temat rodzajów promieniowania, ich przenikliwości i tak dalej., no chyba że ktoś chce :)

Generalnie podwyższony poziom radioaktywności został na sprzęcie, który był używany do likwidowania awarii i który został porzucony, jako bezużyteczny, w rejonie Czarnobyla. Ale tutaj też nie ma tragedii, bo trzeba byłoby dłuuugo koło takiej radioaktywnej metalowej części przebywać, żeby dostać „porządną” dawkę jonizującego promieniowania.

Zresztą według najnowszego raportu UNSCEAR (organizacji działającej przy ONZ i zajmującej się skutkami działania energii jądrowej) większość ziem wokół Czarnobyla spokojnie nadaje się do zamieszkania! Średni poziom promieniowania na tych terenach to 8 mSv (milisivertów) rocznie.  W miejscach najsilniej skażonych- od 30 do 80 mSv. Przykładowo przeciętny Polak pochłania rocznie dawkę promieniowania równą 3,3 mSv, w Szwecji istnieje rejon, w którym ludzie przyjmują na klatę (ze skał, od naszej matki Ziemi) dawkę DZIESIĘCIOKROTNIE większą (30 mSv), a w jednym z indyjskich stanów prawie DWUDZIESTOKROTNIE wyższą. Zresztą w samym Zakopanem dawka promieniowania jest o wiele większa niż średnia w kraju ze względu na obecność gór. I co? I nic. Nie ma tu wzrostu zachorowań na nowotwory, białaczki i inne choroby związane z ekspozycją na promieniowanie.  Ludzie w rejonach o podwyższonej radioaktywności żyją nawet przeciętnie dłużej niż średnia. Tak jak Japończycy, którzy otrzymali pewną (nie zabójczą) dawkę promieniowania podczas bombardowania Hiroszimy i Nagasaki. Zresztą jako bezpośrednią liczbę ofiar wybuchu w czarnobylskiej elektrowni uznaje się 30 osób. Nie ma racjonalnych, naukowych dowodów na spowodowanie przez awarię w Czarnobylu rzekomo tysięcy zachorowań na raka. Zresztą liczby mówią same za siebie.  Dawka, jaką w ciągu CAŁEGO ŻYCIA, na CAŁE CIAŁO otrzymają Polacy na skutek czarnobylskiej awarii, to według obliczeń niecały jeden milisiwert, a dokładnie 0,9 mSv. Dla porównania palacz papierosów przez swój nałóg (dwie paczki wypalane dziennie) otrzymuje rocznie połowę tej dawki, to jest 0,47 mSv, a przeprowadzenie tomografii komputerowej głowy to jednorazowa dawka w wysokości 2,6 mSv, a zatem czarnobylska awaria w ciągu całego życia przeciętnego Polaka wywrze na niego taki wpływ jak jedna piąta promieniowania które jednorazowo otrzymuje podczas tomografii.

Jedynym skutkiem awarii w Czarnobylu było zwiększenie zachorowań dzieci z Ukrainy, Białorusi i Rosji na raka tarczycy (dokładnie odnotowano 1800 zachorowań). Ale tu znów trzeba rozważyć to, że po prostu po awarii intensywnie przeprowadzano badania dzieci właśnie pod względem raka tarczycy i gdyby nie awaria i masowa akcja medyczna, tych nowotworów prawdopodobnie długo by  jeszcze nie wykryto.

Wspomniałem o tym, że ludzie, którzy dostali pewne dawki promieniowania mogą żyć nawet przeciętnie dłużej od „zwykłych” zjadaczy chleba. Przez pewien czas głowiono się, jak to wytłumaczyć, gdy przyszła teoria, która w logiczny sposób tłumaczy to zjawisko. Otóż prawdą jest, że promieniowanie jonizujące może poczynic pewne szkody w komórkach naszego ciała, ale prawdą również jest, że organizm nasz dysponuje bardzo wydajnymi mechanizmami samonaprawczymi, które usuwają uszkodzone komórki i przywracają stan równowagi. Promieniowanie radioaktywne niejako pobudza i trenuje ten system. Nieużywany, mechanizm ten jest mniej wydajny, tak jak mniej wydajny jest system immunologiczny człowieka, który całe życie chowany był w cieplarnianych warunkach. Tak samo jak zresztą współcześnie systemy immunologiczne ludzi w rozwiniętych cywilizacyjnie krajach wariują z powodu przesadnej higieny i sterylności, a więc i braku naturalnych wrogów, co objawia się potem najdziwniejszymi alergiami, astmą itd. Itp. Sam zresztą ze swoja astmą  jestem ofiarą współczesnego rozwoju cywilizacyjnego. Mechanizm zresztą jest ten sam, jaki w poprzednich notkach przedstawiłem a propos degeneracji ludzi i całych cywilizacji. Wszystko- człowiek, plemię, mrówka i pojedyncza komórka ciała, podlega bardzo podobnym mechanizmom. A zatem naprawdę nie bójmy się radioaktywności, bo jest to doprawdy wspaniały wynalazek, energia, która pozyskiwana jest w sposób najczystszy z możliwych (do przeciwników energii atomowej- pewnie nie zdajecie sobie sprawy ile wrednych węglowych izotopów wylatuje z komina przy procesie spalania węgla). W świetle najnowszych odkryć energia atomowa zwiększyła jeszcze swoją przewagę. Okazało się bowiem, że zużyte paliwo jądrowe można w reaktorze użyć… jeszcze raz! Czuje się ekologiem, strasznie denerwuje mnie wszelka dewastacja przyrody, dlatego energie atomową i budowę elektrowni atomowej w Polsce z całego serca popieram! Niestety jak powszechnie wiadomo budowę polskiej elektrowni atomowej w Żarnowcu zarzucono pozostawiając jedynie smutne, wystające pośród pól na wpół zrujnowane już budyneczki. Też tam byłem, ale zdjęcia z tej wyprawy pokażę już innym razem. Znów rozpisałem się ponad miarę :)

A kto chciałby głębiej wgryźć się w temat, temu polecam ten oto artykuł, z którego podczas pisania mojej notki pozwoliłem sobie skorzystać:

http://eduseek.interklasa.pl/artykuly/artykul/ida/2249/



Zresztą po komentarzach do niego widać jak ciężko z racjonalnymi, logicznymi argumentami trafić do ludzi, którzy, karmieni przez lata propagandą „i tak wiedza swoje”. Dlatego też jestem przeciwko demokracji jako takiej, a już na pewno przeciwko powszechnemu prawu wyborczemu, ale to już temat na osobna notkę.

sie 05 2008 Wiosny i jesienie narodów i cywilizacji
Komentarze: 1

To już ostatnia notka dotycząca powstania i upadku różnych narodów i cywilizacji (przynajmniej na razie).  Przedstawić tu miałem dzieje rozkwitu i upadku pewnego ludu, który zresztą dosyć mocno związany jest z naszymi ziemiami. Przystępuje więc do opisu.

Od III wieku p.n.e. do połowy pierwszego tysiąclecia naszej ery, ziemie pomiędzy Odrą i Bugiem (nie włączając w to Pomorza i Mazur) zamieszkiwał pewien dzielny germański lud, który wsławił się potem licznymi wypadami, a także złupieniem Rzymu. Wandalowie, bo o nich mowa, zyskali swą sławę tym, że wyrywali metalowe klamry w rzymskich budynkach, by przetopić je na uzbrojenie, czym powodowali rychłą ich (rzymskich budynków) ruinę. Między innymi dzięki migracji Wandalów (która to z kolei spowodowana była najazdami plemienia Hunów z azjatyckich stepów), na ziemie środkowej Europy mogły wkroczyć plemiona słowiańskie, jednak pewne pozostałości po tym pochodzącym ze Skandynawii, germańskim plemieniu, zostały. Zostały chociażby w nazwach rzek, takich jak Wisła (Vistula), czy Odra (Viadrus), które były w użyciu na długo przed przybyciem tu Słowian, ale to temat drugi, którym kiedyś może się zajmę.

Tak czy inaczej dzielnie Wandalowie potykali się z Rzymianami, założyli nawet wespół z irańskim plemieniem Alanów własne państwo obejmujące, północne wybrzeża Afryki (obecnie zajmowane przez Algierię, Tunezję i częściowo- Maroko), Sardynię, Korsykę, a przejściowo także- Sycylię.

Ich piracka działalność poważnie zagrażała żegludze po Morzu Śródziemnym.

Dzielni Wandalowie w jednej ze swoich wypraw złupili nawet cesarską stolicę- Rzym, potem jednak słuch o tym państwie i ludzie po prostu ginie. Dlaczego?

Jedna z hipotez głosi, że pochodzący ze współczesnych polskich ziem Wandalowie, którym zawdzięczamy nazwy, takie jak Wisła, Odra, czy Bug (a być może imię córki Kraka- Wandy), rozleniwili się i rozmiękli do granic przyzwoitości.  Przez okres podbojów zgromadzili oni podobno tak wiele cennych przedmiotów, jak i poddanych, że posiadając już własne państwo w północnej Afryce stali się leniwymi właścicielami dóbr, niezdolnymi do wojaczki.

Losy Wandalów jak i innych wspaniałych przeszłych imperiów (Hetytów, Rzymian, Babilończyków) winny uczyć, że na tym okrutnym świecie nie należy nawet na chwile popadać w samozadowolenie, bo kończy się to przysłowiowym obudzeniem z ręką w nocniku.

Przytrafiło mi się podobne zdarzenie. Oczywiście nie w historycznej, ale w mojej, skromnej dosyć, skali. Po upojnej nocy, nad ranem, w stanie lekko wskazującym wsiadłem do tramwaju jadącego z Rakowca w stronę Centrum. Na wysokości Hali Banacha zamknąłem na chwilę oczka, co by je zaraz, najpóźniej przy kinie Ochota, otworzyć. Jakież było moje zdziwienie, kiedy już moje ślepia otworzyłem a krajobraz za oknem tramwaju wskazywał na Pragę, a dokładnie Grochów i okolice ulicy Kinowej. Złapałem się za kieszenie. Była w nich komórka, klucze do mieszkania, ale po portfelu ani śladu. Zacząłem się ruszać, rozglądać, nerwowo macać po nogawkach moich białych, jak najbardziej eleganckich spodni przeznaczonych właśnie na tego typu nocno- ranne wyjścia. Odwróciłem się. Za mną siedział dosyć rosły misiek, prawdopodobnie z okolic Pragi. Nade mną jego kolega, roślejszy jeszcze od siedzącego za mną. Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, a ja zaczynałem zdawać sobie sprawę, że sytuacja robi się nieciekawa i żałować, że nie mam przy sobie noża lub/i pistoletu. Rosły młodzieniec wskazał palcem na podłoge pode mną i stwierdził lekko zachrypniętym głosem: „chyba portfel panu wypadł”. Istotnie, pod moim siedzeniem znajdował się portfel. Podziękowałem, pożegnaliśmy się zycząc sobie wszystkiego najlepszego, po czym wysiadłem z tramwaju. Na przystanku jeszcze raz przejrzałem zawartość mojej sakiewki. Okazało się, że wszystkie dokumenty są (na szczęście), ale wszystkie pieniądze- już nie. W moim portfelu nie było ich już w ogóle. W sumie nie było ich dużo- raptem 10- 15 złotych, także koszt nauczki był minimalny. Naprawdę wdzięczny jestem praskim, czy też śródmiejskim złodziejom za tak łagodny wymiar kary. Pretensje mogę mieć tylko do siebie. Jak stwierdził jeden z moich kolegów, po prostu się „sfrajerzyłem”.

Następnym razem, drogi czytelniku, jeżeli zostaniesz okradziony, będziesz miał obitą facjatę, podniesie Ci się poziom adrenaliny w autobusie terroryzowanym przez grupę pijanych panów w dresach, bądź w inny sposób doświadczysz przemocy bądź bandytyzmu, miej świadomość, że tego typu wypadki hartują Cię i nie pozwalają na popadnięcie w błogie samozadowolenie. To właśnie panowie w dresach pozwalają Ci na zachowanie ciągłej „rewolucyjnej czujności”, jakby to powiedzieli komuniści. Dzięki szkole, którą tutaj na co dzień otrzymujesz, niestraszne będą Ci zakazane, czarne dzielnice w amerykańskich miastach, złodzieje w bałkańskich pociągach, czy rozwrzeszczany tłum pijanych angielskich kibiców. Wszystko to już masz w pakiecie tutaj, w Polsce :)

 

wiesniak : :